WYCIECZKA NAUCZYCIELI W BIESZCZADY

W weekend poprzedzający Dzień Edukacji Narodowej zwany potocznie Dniem Nauczyciela zorganizowano wyjazd dla pracowników naszej Szkoły w Bieszczady.
Tradycyjnie z okazji święta edukacji Dyrektor Ryszard Nowak wręcza nagrody dla najbardziej zaangażowanych pracowników. I w tym roku podczas uroczystego posiedzenia Rady Pedagogicznej była okazja do złożenia życzeń i wyrażenia podziękowania za efektywną pracę.
Jeszcze nie ustały emocje związane z uczestnictwem w tym świątecznym spotkaniu, a już grupa chętnych zbierała się przed budynkiem szkolnym. Niecierpliwie wypatrywała zamówionego busa, który – jak się okazało – z trudem przedzierał się przez korki na remontowanych w okolicach szkoły drogach. Kiedy tylko się pojawił szybko zapakowaliśmy się i ruszyliśmy na wschód.
Odcinek autostrady do Tarnowa pozwolił nam nadrobić niewielkie opóźnienie. Droga szybko nam mijała, nie tylko z racji dopuszczalnej prędkości na tego rodzaju drodze, ale przede wszystkim rozmowy nabierały żywiołowego charakteru, tematy zmieniały się jak w kalejdoskopie, argumenty cechowała coraz większa precyzja.
Bieszczady są dość odległą grupą górską, więc już wieczorem zajechaliśmy pod ORW Bystre, gdzie zostaliśmy zakwaterowani. Nieco odświeżeni udaliśmy się na czekający na nas smaczny posiłek. Po krótkim odpoczynku spontanicznie zawiązało się krótkie spotkanie poświęcone omówieniu zmian w formule nowej matury 2015.
Ranek następnego dnia powitał nas przepiękną słoneczną pogodą, a Prof. Wysoczański koszulką z frywolnym napisem. Pełni entuzjazmu pochłonęliśmy śniadanie i zajęliśmy miejsce w naszym bolidzie. Drogę do Wetliny zagrodził nam… korek, spowodowany rozgrywanym w tych terenach górskim biegiem maratońskim. A sama Wetlina była równie mocno zatłoczona. Ładna pogoda skusiła nie tylko nas. Na szczęście podejście na przełęcz Orłowicza skutecznie porozrywało grupki i już w bardziej kameralnym otoczeniu weszliśmy na grzbiet Połoniny Wetlińskiej.
Widoki z góry wynagrodziły nam podjęty wysiłek. Na wschodzie górowały kulminacje Policy, Magury Nasiczańskiej, Roha, Osadzkiego, Małej i Wielkiej Rawki, a z zachodu widok zamykał Smerek czyli Wysoka. Słońce mocno nas ogrzewało, ale gorąco nie było. Silny południowy wiatr, choć ciepły, nieco dokuczał i niweczył działanie promieni słonecznych. Podjęliśmy więc jedyną możliwą decyzję – zeszliśmy nieco w dół na stronę zawietrzną i zalegliśmy w krzakach borówek. Co prawda nie był to stok dosłoneczny, ale było zacisznie i przytulnie. Wyjęte kanapki i termosy pozwoliły uzupełnić zapasy energii, w czym brylował zwłaszcza Prof. Pisarek.
Po krótkim odpoczynku skierowaliśmy się grzbietem ku jednej z kulminacji w paśmie Połoniny Wetlińskiej – Osadzkiemu. Widoki dosłownie zapierały dech w piersiach, w pewnym momencie na północy można było dostrzec Jezioro Solińskie na Sanie, a na wschodzie Tarnicę i nawet już po ukraińskiej stronie Pikuja. Ku północy swoje malownicze ramię prowadził grzbiet Hnatowego Berda. Dyrektor Ryszard Nowak i jego zastępca Adam Majcherek raz za razem strzelali fotki swoimi canonami. W takich okolicznościach dotarliśmy na Osadzki, gdzie powtórzyliśmy scenariusz z przełęczy. Schowani w borówkach uzupełnialiśmy płyny i jedliśmy kanapki. Humory dopisywały, zwłaszcza, że stąd już widać było niedalekie schronisko Chatka Puchatka.
Jedyne prawdziwie górskie bieszczadzkie schronisko przywitało nas gorącą herbatą. Siedząc przy ławach i patrząc na skapane w promieniach słońca góry odwlekaliśmy jak tylko można moment podjęcia nieodwołalnej decyzji. Cudowne chwile oderwania od codzienności, radość z przebytej drogi w tak doborowym towarzystwie, błogie znużenie i pełne zadowolenie musiały jednak w końcu przegrać z koniecznością poderwania się do drogi w dół. Dość stromo, ale za to szybko, już w promieniach zachodzącego słońca zbiegliśmy na parking. Na Przełęczy Wyżnej, przy wielkiej pętli bieszczadzkiej, czekał na nas znajomy bus.
Wieczorny posiłek smakował jak nigdy. Ale po nim rozgorzał spór, którego osią były plany na dalszą część dnia, a raczej wieczoru. Damska część optowała za dyskusją na temat kolejnego modelu oświaty pod rządami nowych władz , natomiast część męska stawiała na oglądanie transmisji, jak się okazało historycznego, meczu piłkarskich reprezentacji Polski i Niemiec . Wobec zdecydowanej postawy swoich orędowników zwyciężyła druga opcja, jak się okazało całkiem słusznie, czego dowodem wynik tego spotkania. Trzeba podkreślić tutaj, czynny i okraszony cennymi uwagami o przebiegu tego meczu, udział Pani Profesor Nowakowskiej-Drezno. Po meczu obie opcje połączyła wspomniana tematyka dyskusji.
Nieco lekkomyślnie postanowiliśmy po nocnym odpoczynku udać się w drogę powrotną „zahaczając” o Sandomierz. Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę z przedłużenia naszego powrotu, ale oczami wyobraźni widzieliśmy Ojca Mateusza przemierzającego swym rowerem rynek sandomierski wśród spadających liści w promieniach jesiennego słońca. I taki obraz chcieliśmy zobaczyć na własne oczy. Rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania – nawet jeśli Ojciec Mateusz jechałby po rynku, i tak nikt by go nie zobaczył wśród tłumów spacerujących turystów. Niedzielny piękny dzień skusił wielu spacerowiczów, a dodatkowo trwał jakiś jarmark! Masakra! W ten sposób skrzecząca rzeczywistość zdominowała romantyczne plany. A przyziemne uczucie głodu jeszcze to pogłębiło. Szybko znaleziony ogródek dał nam możliwość zjedzenia pysznego obiadu, którego konsumpcja przedłużała się w nieskończoność… Już w ciemnościach dojechaliśmy pod ukochaną Szkołę.
doc